poniedziałek, 19 lipca 2010
przeniesione z 2 czerwca. pierwsze podejscie
Doda jest dzika i jedyne co o daje się złapać. Puściłam na padok ją, Daktyla i jej kuzyna z którym na razie stoi. Daktyl spokojnie chciał się bawić. Pojeździliśmy nieco, mimo wielkiego błota i zabrałam się za małą. Dzień wcześniej trzeba było jej poluzować kantar. Masakra. Ale sę w końcu udało. Dlatego to będzie nasz priorytet na ten weekend. Pierwsze koty za płoty. W poniedziałek po 20 minutach rzucania głową mogłam zarzucać jej linę na szuję i kłodę z obu stron. Stosowałam FG z liną i ręką na szyi. Czuję, że doświadczenie z pierwszym koniem procentuje. Poszło gładko mimo jej znacznego oporu. Po kolejnych minutach mogłam łapać na chwilę za uszy. I założyłam sznurkowy kantarek. Nieprawidłowo oczywiście ,tylko zarzucając spod szyi , ale to zawsze pierwszy krok. Będziemy kontynuować odczulanie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz