niedziela, 29 maja 2011

podstawowe wyposażenie, czyli tego czego wciąż brakuje

Jak na razie dorobiłam się przez te lata z koniem jedynie własnej przeszkody z bezpiecznymi kłódkami (samoróbka, ale solidna), piłki, pachołków i płachty. Wszystko inne było zawsze zaadaptowane w stajniach. I tak na początku miałam przeszkody z małych opon. Później były już opony wkopywane na stałe w pionie i w poziomie, robiące przeszkody różnej wielkości. W poziomie było coś w rodzaju platformy do wchodzenia (wypełniłam ziemią) a w pionie można było przeskakiwać lub ćwiczyć chody boczne na różne sposoby. Miałam także metalowe beczki, które stanowią jak się okazuje duże wyzwanie dla pewności siebie. Niestety zostały jako element poprzedniego gospodarstwa. Teraz wykorzystuję drogowe zapory (jak już pisałam) które także okazują się wyzwaniem. Przeciskania nad nimi próbowałam ostatnio nauczyć Dodę. Była wyraźna odmowa, brak pewności , mimo silnych prób z jej strony. Dzieki DVD na którym Linda uczy Allure skakania wyższych beczek problem udało się błyskawicznie rozwiązać. Na pewno jest jeszcze dużo do zrobienia, jednak główny lęk zginął i cel się zbliżył ku osiągnięciu. Wystarczyło zrobić wąski przesmyk między zaporami i poćwiczyć przeciskanie w różnych chodach. Po kilku razach nabrała na tyle pewności siebie, że skakała w obie strony bez problemu.
Czego mi brakuje teraz? Na pewno beczek. Najlepiej plastikowych. Ceny ich nie są zabójcze bo od 20-30 zł ale muszę znaleźć odpowiednio bliskie źródło żeby nie płacić za transport. Kolejną rzeczą zalecaną w programie i myślę, że w miarę prostej do skonstruowania w miarę czasu i posiadania miejsca to myjnia. Niestety trzeba ją wkopać na stałe i wątpię że inni jeźdzcy by mnie nie zamordowali (część ich koni już histerycznie reaguje na piłkę i jak jeżdżą muszę ją chować). Dosyć dokładnie konstrukcja wytłumaczona jest na stronie savvy clubu. Nawet dokładne wymiary są podane. Nie ma to jak USA. Dalszym szczytem marzeń jest porządny play pen. Był, ale w zimie poprzewracał się częściowo słupki a na wiosne został przerobiony na ogrodzenie (bo solidniejsze słupki). Myślę że kupno plastikowych słupków i taśmy może rozwiązać problem tylko będę go musiała za każdym razem stawiać od nowa i pakować , co może być bardzo męczące....Etapem marzeń jest plaster miodu, czyli 4 round peny otoczone 1 wielkim. Daje super możliwości. Nie dość że jest miejsce do pracy bez liny i na wprowadzanie nowych rzeczy z siodła to jeszcze daje idealną naturalną koniczynkę do jazdy. Na pewno pomaga w pracy nad pewnością siebie. Podest.Hmm. Zastanawiam się od jakiegoś czasu na wykorzystaniem palety. Nawet taką mam. Jak wytrzymała cegły to i konia utrzyma. Tylko musze ją jakoś wzmocnić, a to wymaga znalezienia dłuższej wolnej chwili. Fajnym ćwiczeniem jest praca na zegarze słonecznym (nie wiem jakie jest "oryginalne" polskie tłumaczenie - sundial). To jest łatwe do ustawienia jak ma się drągi a ja obecnie nie mam co narzekać. Jedynie też muszę je zawsze odkładać. Ale przeżyję. Najpierw ustawia się 2 drągi na kole (zależy jaka lina) a potem dokłada po 2 kolejne. Konia uczy to zachowania chodu i kierunku przy patrzeniu pod nogi. Przydałyby się jeszcze tzw naturalne przeszkody, czyli choć z 1 pień drzewa tylko z tym jest zawsze problem....

czwartek, 26 maja 2011

yoyo podstawą kolejnego etapu pakowania konia

Od jakiegoś czasu pracujemy z Doda i Daktylem głównie nad przyczepą. Do Dody wchodzę, przytrzymuje ją no i moge cofać jak się obróci i wyjdzie na rapmę. Daktyl wreszcie spokojnie wychodzi. Ale jeszcze nie jest ok. Dodę mogłabym przywiązać, Daktyl prawdopodobnie znow zyskałby traumę. Udało mi się go nakłonić do squeeze po rampie, między mną a wejsciem i yoyo w kierunku przyczepy tyłem. Dojdzie do przyczepy i nawet ja dotknie. Doda pokazała wyraźnie , że nie czuje się pewna przy cofaniu w kierunku przyczepy. Zawsze ląduje bokiem gdy zbliży sie na odległość ok 2 m.i nie ważne jak przesunę zad zawsze jest źle. Miałam wrażenie, że to nie do końca o przyczepę chodzi. Zaczęłam szukać problemu. Pierwszą rzeczą było uruchomienie płachty. Doda za pierwszym razem potraktowała ją kopytami i zębami. Z przechodzeniem i staniem całym koniem nie było tez problemu, natomiast problem pojawił się właśnie przy cofaniu. Nawet bała się przy stick to me, choć przełamywała swój strach. Podoba mi się jej bezgraniczne zaufanie do człowieka. Z człowiekiem czuje sie bardzo pewnie (im bliżej tym lepiej, więc trzeba ciągle przypominać o granicach "bliżej"), a sama zupełnie ją traci i staje się innym koniem. Mam nadzieję wykorzystać to w przyszłości pod siodłem. W każdym razie po obłożeniu konia hałasującą na wietrze płachtą miałam kolejne 'how interesting'. Czyli wyszło , że to też nie o płachtę chodzi. Zaczęłam eksperymentować i trafiłam w 10! - Ustawiłam plastikowe kawałki ogrodzenia (takiego jak na drogach) w odległości ok 2 m od siebie i nie było najmniejszej możliwości żeby ona przez to przeszła tyłem! Przodem - proszę bardzo,squeeze na styk do jej boków - stęp, kłus i galop bez wahania. Tyłem - nigdy w życiu. Okazało się, że dopiero jak ustawiłam je w odległości ok 4m była w stanie między nimi cofnąć. Szybko i nerwowo pierwszy raz, po raz 2 i 3 spokojnie. No to zaczęłam zwężać - było ok, do momentu kiedy ustawiłam je na boku (były wyższe) a nie poszerzyłam odległości. Więc znów praca od nowa - od szerokiego do wąskiego przejścia. I tu jest problem. Zbyt mało ćwiczyłyśmy przeciskanie i yoyo. Mam wrażenie że ten sam problem jest ze skokami u niej. Wykorzystałam metodę Lindy z dvd savvy clubu z dawaniem konikowi przejscia między przeszkodą w środku(ona miała beczki) a potem zwęzaniu. Nawet jakoś zaczęła te przegrody skakać. Jeszcze nas z tym sporo pracy czeka...

niedziela, 1 maja 2011

porównanie




Od czasu kiedy obcięłam owies ciągle słyszę , że Doda jest zbyt chuda. Moim zdaniem różnica jest minimalna, więc z początku normalna, no i konie zrzuciły zimową sierść. Gdyby nie wiedzieli pewnie by nie gadali. Wiedziona jednakże troską o konia rozpoczęłam przeglądanie zdjęć koni, które powinny wyglądać najlepiej jako wzorzec rasy małopolskiej. Oto co znalazłam i myślę, że mój koń pod względem chudości nie odstaje. Fotki przedstawiają ok 3 letnie klacze małopolskie wystawione na aukcji na Partynicach w 2009. Doda z wczoraj pod nimi.
Kolejną rzeczą , którą zauważyłam , a raczej nie zauważyłam , są jej kopyta. Spody są nadal mizerne i może to mnie zmyliło, ale tak wygląda jej przednia lewa noga po 10 dniach suplementacji. Byłam zła że piętki i strzałki są nędzne i dlatego nie zrobiłam pełnej sesji, a tylko 1 kopyto dla porównania w domu. Kąt zrobienia zdjęcia jest minimalnie różny.
Pracujemy także nad przyczepą. Obejrzałam chyba wszystko co znalazłam o wsadzaniu konia do przyczepy i wróciłam do notek z kursu z Bernim. Doda weszła już w pierwszym dniu mimo zaniepokojenia. Po 3 dniu wchodzi, okręca się i stoi dość pewnie w środku. Możemy pójść dalej. Z Daktylem było gorzej ale po 3 dniach wchodzi i wychodzi. Ma większy niż Doda uraz po ostatnim pakowaniu w pośpiechu. Myślę, że będzie dobrze.