czwartek, 26 maja 2011
yoyo podstawą kolejnego etapu pakowania konia
Od jakiegoś czasu pracujemy z Doda i Daktylem głównie nad przyczepą. Do Dody wchodzę, przytrzymuje ją no i moge cofać jak się obróci i wyjdzie na rapmę. Daktyl wreszcie spokojnie wychodzi. Ale jeszcze nie jest ok. Dodę mogłabym przywiązać, Daktyl prawdopodobnie znow zyskałby traumę. Udało mi się go nakłonić do squeeze po rampie, między mną a wejsciem i yoyo w kierunku przyczepy tyłem. Dojdzie do przyczepy i nawet ja dotknie. Doda pokazała wyraźnie , że nie czuje się pewna przy cofaniu w kierunku przyczepy. Zawsze ląduje bokiem gdy zbliży sie na odległość ok 2 m.i nie ważne jak przesunę zad zawsze jest źle. Miałam wrażenie, że to nie do końca o przyczepę chodzi. Zaczęłam szukać problemu. Pierwszą rzeczą było uruchomienie płachty. Doda za pierwszym razem potraktowała ją kopytami i zębami. Z przechodzeniem i staniem całym koniem nie było tez problemu, natomiast problem pojawił się właśnie przy cofaniu. Nawet bała się przy stick to me, choć przełamywała swój strach. Podoba mi się jej bezgraniczne zaufanie do człowieka. Z człowiekiem czuje sie bardzo pewnie (im bliżej tym lepiej, więc trzeba ciągle przypominać o granicach "bliżej"), a sama zupełnie ją traci i staje się innym koniem. Mam nadzieję wykorzystać to w przyszłości pod siodłem. W każdym razie po obłożeniu konia hałasującą na wietrze płachtą miałam kolejne 'how interesting'. Czyli wyszło , że to też nie o płachtę chodzi. Zaczęłam eksperymentować i trafiłam w 10! - Ustawiłam plastikowe kawałki ogrodzenia (takiego jak na drogach) w odległości ok 2 m od siebie i nie było najmniejszej możliwości żeby ona przez to przeszła tyłem! Przodem - proszę bardzo,squeeze na styk do jej boków - stęp, kłus i galop bez wahania. Tyłem - nigdy w życiu. Okazało się, że dopiero jak ustawiłam je w odległości ok 4m była w stanie między nimi cofnąć. Szybko i nerwowo pierwszy raz, po raz 2 i 3 spokojnie. No to zaczęłam zwężać - było ok, do momentu kiedy ustawiłam je na boku (były wyższe) a nie poszerzyłam odległości. Więc znów praca od nowa - od szerokiego do wąskiego przejścia. I tu jest problem. Zbyt mało ćwiczyłyśmy przeciskanie i yoyo. Mam wrażenie że ten sam problem jest ze skokami u niej. Wykorzystałam metodę Lindy z dvd savvy clubu z dawaniem konikowi przejscia między przeszkodą w środku(ona miała beczki) a potem zwęzaniu. Nawet jakoś zaczęła te przegrody skakać. Jeszcze nas z tym sporo pracy czeka...
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz