środa, 3 sierpnia 2011

fear makeover, czyli co trzeba zmienic





Długo nie miałam czasu dla koników porządkując swoje sprawy. Miałam przez to parę momentów zwątpienia związanych z "obciążeniem" spowodowanym posiadaniem koni i ciąganiem ich za sobą oraz problemami zwalanymi przez to na siebie i bliskich. Natomiast prawda jest taka ,że konie właśnie wyciągnęły mnie z niejednego dołka i uchroniły przed paroma dużymi błędami i nie wyobrażam sobie życia bez nich. Niesprawiedliwe więc jest traktowanie ich jako jakiekolwiek obciążenie czy przykry obowiązek i nie mam takiego zamiaru, pomimo, że niedawno usłyszałam , że może wreszcie powinnam je poświęcić w imię czegoś tam. Kpina. Jak się nie chce wyjść z domu bo siąpi deszcz i jest ciemno to i tak trzeba wyjść bo one czekają...po takim wyjściu świat okazuje się wcale nie taki ponury:). Poza tym lipiec jakiś tragiczny z pogodą. Daktyl albo kulawy albo lało. Kilka razy tylko tak naprawdę pracowałam z nimi i jeździłam. Pogoda się poprawiła więc można brać się do pracy. Konie stały praktycznie 2 tygodnie bo do tego wszedł mój wyjazd. Wczoraj za to piękna sesja z obydwoma z ziemi . Najpierw Daktyla puściłam na padoku luzem żeby się trochę rozruszał i obserwując jego zachowanie spróbowałam liberty. Zupełnie podstawowo, ale jako że nie mam play pen-u nie oczekiwałam niczego. Daktyl mnie totalnie zaskoczył bo poszedł wszystko łącznie z chodami bocznymi, skokami i Circling Game w stępie i kłusie. Zauważyłam, że jak długo nie pracujemy to on strasznie szuka kontaktu i zrobi wszystko byleby go chwalić. Dlatego też nie chcąc popsuć ani zapeszyć skończyłam w atmosferze jego chęci do dalszej pracy na wolności i puściłam go na trawę. Przyciągnęłam na ten sam padok Dodę, trochę razem poganiałam i poprosiłam Dodę o przyjście. Bez problemu. Ona znów była bardzo pobudzona i żywa. Starała się za wszelką cenę wyprzedzić moje myśli, praca polegała głównie na wyćwiczeniu - stój i czekaj na mój ruch zanim podniesiesz kopyto z ziemi. Robi piękne zmiany kierunku i wygląda widowiskowo. Muszę jej jakoś utrudnić, zwłaszcza Circling Game. Patrząc na jej wzrost boję się, że przerośnie Daktyla.
Co do fear makeover...Niegdy nie bałam się wsiadać na konie. Nawet po wypadku od razu siedziałam. Jednakże wiem , że w teren nieprędko wyjadę. Lek pojawił się w momencie gdy Daktyl pechowo okulał i nie miałam jak go przepracować od razu. Teraz widzę , że to już fobia. W Krakowie , na kursie z Bernim wieczorem były sesje z DVD z Savvy Clubu. Jeden wieczór właśnie był poświęcony na to DVD. Wtedy , zafascynowana początkami PNH w moim życiu, byłam tym kompletnie niezainteresowana. Tym bardziej, że dr. Stephanie Burns jest andragogiem, więc to co mówiła znałam i znam ze studiów. Uważam ją za wspaniałego andragoga, ze względu na wiedzę i umiejętność dopasowania i przekazu informacji uczącym się i pod tym względem jedynie interesowało mnie to DVD. Pamiętam swoje zdziwienie, jak zobaczyłam łzy w oczach kilku dziewczyn słuchających mojego tłumaczenia jej słów. Były to osoby, które od jakiegoś czasu w ogóle nie jeździły na swoich koniach , mimo, że bardzo je kochały. Teraz dopiero doceniam te informacje w pełni. Wszystko co mówi dotyczy mnie i moich barier. Rzecz najważniejsza, którą wiem, ale powiedziana po raz setny przez osoby z autorytetem upewnia mnie w nie słuchaniu osób, które mówią "musisz wsiąść i jechać w teren". Nauka i postęp polega na napotkaniu na dysonans poznawczy, czyli uczuciu dyskomfortu jedynie na tyle , na ile nie powoduje lęku. Wytwarzana w umyśle wizja tego , czego się boimy sama powoduje już uczucie lęku, nawet gdy tego nie robimy. Czyli pojawia się fobia. Natomiast absolutnie nie jest dobrym sposobem wyjście poza strefę dysonansu do strefy lęku i paniczna z niej ucieczka do strefy bezpiecznej. Co z tego, że coś zrobimy, jeśli tak się baliśmy, że następnym razem będzie jeszcze gorzej. Dokładając do tego konia i jego odczuwanie naszych emocji tworzy się niezła bomba z zapalonym lontem....to tak na początek tego materiału.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz