wtorek, 1 marca 2011
jazda i po jezdzie
Nie wiem co to za pech. W niedziele pojechalam do koni mimo "ciezkiego" weekendu. Daktyla wzielam na line na padok, byla piekna pogoda. Najpierw puscilam luzem troche bo mial ochote pobiegac. Bylo zbyt slisko zeby jezdzic na padoku wiec poszlam na hale i cwiczylam stawanie na dosiad. Jk zatrzymal sie sam na 4 slupkach pod rzad zeszlam i odprowadzilam go do stajni. Nawet mocna jazda nie byla, bo prawie sam klus i step. Jemu tez sie nie chcialo latac. W poniedzialek okazalo sie ze cala tylna noga opuchnieta i kon nie chodzi. Dzis jeszcze gorzej...a ja wlasnie odkrylam DVD z Savvy Clubu na stronie! Jutro weterynarz przyjedzie. Mialam duzo szczescia bo w sam raz ten sam co naprawial nos Dodzie jedzie jutro do Bielawy. Mam nadzieje ze to nic groznego ale dzisaj mu na druga noge przeszlo troche!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz